Wolność Oświecająca Świat
Statua Wolności, zwana też właśnie Wolnością Oświecającą Świat, to jeden z symboli Nowego Jorku. Po 11 września 2001 r. zamknięto ją dla zwiedzających, ale dziś można się już dostać na górę, choć nie jest to łatwe – dziennie może tam wejść jedynie 240 osób. Niestety, podczas mojej wizyty w Nowym Jorku pomnik jest jeszcze zamknięty i mogę obejrzeć go jedynie z dołu. I wiecie co? Na żywo Statua Wolności wydaje się dużo mniejsza, niż w wyobrażeniach!
Pomnik ma 93 metry wysokości, z czego 46 metrów to sama miedziana postać. Waży 225 ton. Jej stalowy szkielet zaprojektowany został przez Gustawa Eiffela, choć sam pomnik jest dziełem Frédérica Bartholdiego. Skonstruowana we Francji, przypłynęła do Nowego Jorku w skrzyniach i 26 października 1886 r. została oficjalnie podarowana Stanom Zjednoczonym przez naród francuski. Figura przedstawia rzymską boginię Libertas, która trzyma w prawej ręce pochodnię, a w lewej – tablicę z datą ogłoszenia Deklaracji Niepodległości.
Obecnie przepłynięcie promem na Liberty Island kosztuje 12 dolarów, a wejście na koronę Statuy to dodatkowy wydatek 3 dolarów. Bilety można rezerwować aż z rocznym wyprzedzeniem, i nic dziwnego, biorąc pod uwagę ograniczenia ilościowe. Żeby dostać się na szczyt trzeba wspiąć się po 354 stopniach, a administracja pomnika ostrzega, że wewnątrz nie ma klimatyzacji :)
Pod koniec 2011 r. planowane jest ponowne zamknięcie Statuy na renowację i budowę nowej klatki schodowej. Można będzie nadal jednak popłynąć na Liberty Island i stanąć u stóp Libertas.
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
ładne fotki (ale to nie nowość), ale mnie Ameryka nie pociąga w ogóle..
A mnie pociąga :) W NY nie byłam zbyt długo, ale baaardzo chciałabym wrócić…
Mnie wlasnie z calych Stanow najbardziej kreci NY. Wieczor na Manhattanie, to musi byc cos! Ewa, mialas okazje tam byc w nocy?
Miałam! To miasto nie śpi. Nocne bujanie się po NY, te wspomnienia … aż się rozmarzyłam :)
A czulas sie jak w typowym amerykanskim serialu? Tyle sie ich naogladalam, ze mam wrazenie jak bym juz znala NY, hehe:)
Nie jestem dobra jeśli chodzi o amerykańskie seriale… Nawet nie kojarzę tak na szybko nic, co by się działo w Nowym Jorku. Natomiast z tym miastem mam same tylko i wyłącznie dobre wspomnienia.
Genialnych ludzi tam poznałam. Zaliczyłabym do nich nawet Rycha, który wynajął nam (3 osoby) pokój 2×2 metry bez okien na Greenpoincie, co wyszło nas taniej, niż nocowanie w hostelu. To był kombinator! W tym mieszkaniu, w którym była nasza klitka mieszkał legion innych młodych ludzi którzy głównie za pracą trafili do Ameryki. Było naprawdę zabawnie :)))
Hmm, kilka ich tam bylo na pewno: Friends… How I met your mother, chociaz znam je bardziej bo Manolo oglada niz z milosci do amerykanskich seriali ;) (bym powiedziala raczej ze NIE lubie, szczegolnie w zdubbingowanej hiszpanskiej wersji:))
Poznalam w Galicji CS, ktorzy rozwniez couchsurfingowali po Stanach i podobno ci, co mieszkaja na Manhattanie dostaja po kilkanascie zapytan dziennie. Jak bede kiedys jechac, to chyba poprosze Ci o kontakt do Rycha;)
How I met your mother – obejrzałam chyba pierwszą serię, potem straciłam cierpliwość do streamingu online ;) Ale ja jakoś nie jestem fanką seriali. Jak są i mam czas to obejrzę, a tak to mogłyby nie istnieć. Ostatnio jedynie Dextera oglądam na bieżąco, ale ten to akurat w Miami.
Do Rycha kontaktu nie mam. Ale to nie Manhattan, tylko Brooklyn. Ale jakbym tam pojechała, to trafiłabym bez problemu :D
A jeszcze ze wspomnień… Wracałyśmy kiedyś do domu wieczorem przez jakiś brookliński park. I tam, po drugiej stronie oceanu, w tym ciemnym parku spotkałam znajomego z czasów szkoły podstawowej, z którym nie miałam kontaktu no dobre parę lat (w NY byłam już na studiach). Tyle czasu omijaliśmy się w Polszy, a spotkaliśmy się tam w Stanach. Zabawne spotkanie :)
Hahahah, dobre! Ja tak kiedys spotkalam kolezanke z liceum…ale w Londynie…tez bylam w szoku, a nie ma co porownywac z NY!:)
To były czasy work&travel, więc jakaś tam szansa była, mnóstwo ludzi wyjeżdżało wtedy do Stanów :)