Lindos jak śpiąca panna młoda
Poza sezonem Lindos jest ciche i spokojne. Częściej słychać język grecki niż łamaną angielszczyznę. Uliczki i przejścia są prawie puste. Gdzieniegdzie w knajpkach siedzą niewielkie grupki przyjezdnych, którzy raczą się sokiem pomarańczowym. Jest pora obiadowa, kiedy docieramy do miasta ale nie jesteśmy głodne, więc zamiast pełnego posiłku decydujemy się na niedrogą alternatywę, jaką jest pita gyros pork z warzywami. Najedzone wyruszamy pod górę, do cytadeli.
Wchodzimy do miasteczka. Gdzieś z boku dwa osiołki czekają leniwie na turystyczne niedobitki, które rezygnują z przyjemności, jaką daje powolny spacer wąskimi uliczkami miasta pod górę, na rzecz wątpliwej wygody bycia wniesionym na szczyt na grzbiecie tych poczciwych zwierząt.
Lindos położone jest u stóp 116-metrowego wzgórza, na szczycie którego znajduje się akropol z dorycką świątynią Ateny pochodzącą z VI w. p.n.e. To cel naszej wędrówki. Upał w październiku na szczęście nie daje się zbytnio we znaki, więc powoli wspinamy się na wzniesienie. Po osiągnięciu celu z jednej strony jestem rozczarowana, bo świątynia cała obstawiona jest rusztowaniami, ale z drugiej strony jestem zachwycona widokiem na leżące w dole białe miasteczko.
Wszechobecna biel. Chyba wszystkie co do jednego domy w Lindos pokryte są śnieżnobiałym tynkiem. Do tego gdzieniegdzie czerwone dachówki i butelkowozielone pędy winorośli. Lindos wygląda trochę jak panna młoda w sukni ślubnej.
Z drugiej strony cytadeli rozciąga się całkiem ładny widok na surowe wybrzeże i niewielką zatoczkę, w której według legendy w 58 r. n.e. zacumował stateczek z apostołem św. Pawłem na pokładzie. Rok ten uważany jest za początek chrześcijaństwa na Rodos.
Postanawiamy wracać do miasta. Widoki z góry są ładne, ale spacer pustymi uliczkami – jeszcze przyjemniejszy. Ludzi prawie nie ma, ale mimo to knajpki, sklepy z pamiątkami i małe galeryjki są nadal pootwierane. Ceny posezonowe.
Nie ma chyba nic bardziej relaksującego niż zgubić się w takim miejscu. A o to nietrudno w tej plątaninie przejść i zaułków. Gdzieś po drodze zatrzymujemy się na świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy. Nie potrafiłabym chyba drugi raz trafić w to miejsce, gdzie stoją tylko dwa przykryte ceratą stoliki, a uśmiechnięty Grek wyciska nam sok do szklanek. Napój jest słodki, orzeźwia i dodaje energii.
Porównanie Lindos z panną młodą przychodzi mi jeszcze raz do głowy kiedy opuszczamy tę okolicę. Leciutka, słona mgła otulająca wzgórze i białe miasteczko wygląda niczym cienki welon. Z daleka Lindos wydaje się być zupełnie uśpione.
Dlatego właśnie lubię odwiedzać turystyczne atrakcje poza sezonem. Nie trzeba przeciskać się przez tłumy ludzi i można spokojnie cieszyć się urokami wakacji. Dopiero wolniejszy rytm pozwala naprawdę docenić to, co widzimy. Pozwala zachować milsze wspomnienia. Takie jak te moje, z Lindos.
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Takie miejsca są również ciekawe poza sezonem,
kiedy nie ma tłumów ludzi…
Tak lubiłam zostawać w Krynicy Morskiej i Stegnie…
Zupełnie inne miasteczka…
Jak sobie przypomnę te wieeeeelkie tyłki wjeżdżające na biednych osłach… to skacze mi ciśnienie. A samo Lindos jest śliczne!
Osiolki wiele potrafia wytrzymac, ale jakos tez mi ich szkoda, jak tak musza tych leniwcow :) na gore wnosic. siedzialam raz na grzbiecie osiolka i czulam sie strasznie niepewnie i niewygodnie mi bylo…
Dzięki za post o Rodos. Właśnie we wtorek wybieram się do Lindos i już wiem, że sok z pomarańczy będzie moim pierwszym zakupem tam. Ajka, obiecuje, że mój wielki tyłek nie wyląduje na osiołku! ;)
Monika, zostawilam Ci na blogu troche wiecej wskazowek, co mi sie na rodos podobalo :) Zycze Ci jeszcze raz udanej podrozy i smakowitego soku z pomaranczy!
Ja też zawsze poza sezonem, w tłumach to żaden wypoczynek, a zagubić się i zapomnieć na chwilę w takim miejscu – z przyjemnością ;)
Piękne miejsce i wspaniały opis :). Muszę się tam kiedyś wybrać :)
Grecje znam z dziecinstwa. rzeczywiscie niezle opisujesz rejony. czekam na twoje opisy z rodzimych rejonow
Tez mi bylo zal osiolkow pod grubasami… A Lindos piekne. Bylam w ostatniw tygodniu pazdziernika i nadal byla pelnia lata. ale przyznam, ze bezwarunkowo wole Krete :)
Na Krecie nigdy nie byłam, więc nie mam porównania :)
W Lindos byłyśmy, ale niestety w sezonie 2012 i tłumy były niemiłosierne. Ale osiołki oszczędziłyśmy. Miasteczko jest urocze, a widok na zatokę św. Pawła kapitalny. Świeżo wyciskany sok pomarańczowy obowiązkowo zaliczony. Na Krecie też byłam, ale Rodos bardziej mnie urzekło, szczególnie starówka miasta Rodos.
Zabrałam się za czytanie wpisów o Grecji przed czekającą mnie czerwcową wyprawą na Thassos. Wszystkie wątki są rewelacyjne i aż żałuję, że Rodos jest zbyt daleko na podróż samochodem, choć najchętniej odwiedziłabym wszystkie opisane wyspy!
Ja byłam tylko na Rodos i Symi, chciałabym na pewno jeszcze na Santorini się wybrać… Udanych greckich wakacji!
Ja z kolei odwiedziłam już cztery Wyspy Sarońskie: Hydrę, Spetses, Eginę i Poros. Wszystkie piękne, choć każda inna. Najciekawsza jest Hydra, na której nie ma prywatnych samochodów, a transport odbywa się na osiołkach.