Basia Meder: Babcia w Afryce

Pamiętam kiedy byłam na gali rozdania nagród Travelery i słuchałam, jak książka Basi Meder zostaje Książką Roku. Musi być naprawdę dobra – pomyślałam wtedy, ale długo zajęło mi zabranie się za czytanie. Przez tę nagrodę, przez te wszystkie wspaniałe słowa płynące z ust Martyny Wojciechowskiej w trakcie gali, przez zachwyt Wojciecha Cejrowskiego z okładki miałam wobec niej bardzo wysokie oczekiwania. A kiedy w końcu przeczytałam…

Basia Meder: Babcia w Afryce
No cóż, po pierwszym rozdziale moje rozczarowanie było wielkie. Naprawdę nie rozumiałam, czym ta książka się wyróżnia. Nie była bardzo zła, ale moim zdaniem nie wybijała się w żaden sposób ponad przeciętność. I szczerze mówiąc nieco mnie nudziła. Basia Meder powędrowała więc na półkę bez dokończenia. Ale po jakimś czasie postanowiłam dać jej jeszcze jedną szansę – w końcu wypadałoby przeczytać całość jeśli zamierza się coś recenzować.

I powiem tak, z biegiem rozdziałów Babcia w Afryce robi się ciekawsza, a mankamenty z pierwszych rozdziałów nie są już tak widoczne. I choć czytałam już książki bardziej wciągające, to muszę przyznać, że z tej wiele się nauczyłam o Afryce, kontynencie w sumie mało przeze mnie znanym. Mimo to mam wrażenie, że nagroda Travelera jest nieco na wyrost – może mi się wydaje, ale Basia Meder dostała go bardziej za wyczyn (bo kiedy nasze babcie siedzą w domu i dziergają na drutach, ona pakuje się i samotnie przemierza Afrykę i za tą odwagę i chęć przeżycia przygody należy jej się naprawdę wielki podziw), niż za umiejętności pisarskie. Ale do rzeczy…

Tym, co przeszkadza mi na samym początku, jest przesadna “pamiętnikarskość” książki. Czyli poszłam tu, zrobiłam to, zasnęłam, przywitałam się, pojechałam i wróciłam – wszystko o sobie, a mało o otaczającym świecie. Czytam o kolejnych wydarzeniach, z których nic nie wynika, a autorka dodatkowo nie radzi sobie z przekazaniem własnych odczuć na temat tego, co dzieje się dookoła.

Dobrze to widać w pierwszym rozdziale, kiedy Basia Meder wędruje z grupą Malgaszów przez ruiny, a tubylcy powtarzają pod nosem jakieś zaklęcia. Dowiadujemy się jedynie, że to święte miejsce, chronione w myśl lokalnych wierzeń. Wszystko fajnie, ale chciałabym wiedzieć, co to za wierzenia, dlaczego akurat to miejsce jest chronione i co oznaczają te zaklęcia.

Na szczęście w kolejnych rozdziałam autorka mniej skupia się na sobie, a bardziej opisuje to, co widzi, z czym i kim się spotyka, pokazuje nieznane afrykańskie zwyczaje, opowiada historie i legendy. I to mi się już podoba. Dla tego typu informacji czytam książki podróżnicze – bo chcę dowiedzieć się przede wszystkim czegoś o świecie, o nieznanych mi krajach i poznać wrażenia, a nie przeglądać zwykły dziennik, w którym po kolei zapisywane są następujące po sobie czynności.

Są miejsca, gdzie Basia Meder nie do końca jest spójna w wyrażaniu swoich odczuć. W jednej chwili pisze, że nie czuje lęku, a sytuacja wydaje jej się dziwna i komiczna, więc hamuje śmiech, za moment – choć nic się nie zmieniło – czuje się przerażona i bezradna, a za kolejną chwilę zszokowana dusi śmiech. Ciężko wczuć się w nastrój, ale takie nieścisłości zdarzają się bardzo rzadko. Chociaż gdyby przede mną stała grupa tubylców uzbrojonych w dzidy, oskarżających mnie o kradzież zebu, to możliwe, że sama nie wiedziałabym, czy śmiać się, czy płakać :)

Momentami też nie do końca klei się historia. Autorka przeskakuje z tematu na temat i ciężko zorientować się, w którym miejscu jesteśmy i o czym czytamy. Jesteśmy z Basią Meder na plaży, a za moment czytamy, że w tropikalnych lasach żyje dużo lemurów i ni stąd ni zowąd przenosimy się do wioski Ranomafana.

Jak wspomniałam, te mankamenty widoczne są jednak tylko na początku książki i dalej robi się już coraz lepiej. Z biegiem kartek zaczynam chyba lepiej wyczuwać entuzjazm autorki, jej nastroje i wrażenia. Coraz bardziej mi się podoba również dlatego, że można przeczytać więcej o ludziach, których Basia Meder poznała i krajach, które odwiedziła, a nie tylko o tym, co zrobiła.

Książka w pewnym momencie wciąga na tyle, że praktycznie zaprzestaję robienia notatek na marginesie, tylko po prostu się wczytuję! Wędrówka z autorką przez takie kraje jak Lesotho, RPA, Suazi, Mozambik, Namibię, Zimbabwe, Zambię, Botswanę i Malawi jest po prostu fajna, lekka i przyjemna, chociaż Basi Meder nie zawsze było lekko.

Od strony technicznej – brakuje mi bardzo podpisów pod zdjęciami. Czasem można się domyślić, o co chodzi, ale w wielu przypadkach chociaż krótki opis bardzo by się przydał. Zdjęcia nawiasem mówiąc całkiem ładne.

I jeszcze jedno – dzięki książce możemy nauczyć się powitań w kilku afrykańskich językach. Basia Meder w każdym kraju wędruje i zawsze pozdrawia ludzi w ich lokalnym języku, co potem opisuje. Jak kiedyś pojadę do czarnej Afryki, te podstawowe słówka mogą mi się przydać :)

Weźcie Babcię w Afryce do ręki, przeczytajcie, bo można się dowiedzieć czegoś ciekawego o Afryce, a przede wszystkim zobaczyć, że nawet status babciny nie musi być przeszkodą, by podróżować i poznawać świat na własną rękę!

Emocjonujących podróży i poznawania świata życzę Wam w 2012 r. :)

Ewa

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)

- Ewa a

Przeczytaj też...

9 komentarzy

  1. Tobie również udanych i emocjonujących podróży w 2012 roku :)

  2. Krystyna pisze:

    Twoje recenzje o książkach są takiego rodzaju,
    że zmuszają do reakcji na tak lub nie .
    Zawsze mam ochotę je przeczytać,żeby tak jeszcze były pod ręką.

    Wszystkiego dobrego w Nowym Roku !

  3. Ula pisze:

    Książkę Babcia w Afryce posiadam, odczucia dokładnie takie same również. Z tym, że w moim przypadku książka czeka na swoją drugą szansę wciąż na półce :)Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku :) i gorące pozdrowienia :)

  4. Julka pisze:

    Jak przeczytałam kawałek książki również byłam rozczarowana. Ale po jakimś czasie z braku innej pozycji w moim domu sięgnęłam po nią. Okazało się, że im “dalej” tym jest ciekawsza ;)

  5. ewa pisze:

    ja miałam bardzo podobne odczucia. Gdyby nie patronat Wojciecha Cejrowskiego (który wydaje tylko dobre teksty) pewnie bym jej nie dokończyła. Początkowo zatrzymały mnie zdjęcia, są dobre, a i z każda stroną tekst coraz lepszy. Zamówiłam już drugą część:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*Pola wymagane. Adres e-mail nie zostanie opublikowany. Ostatnio pojawia się bardzo dużo spamu i mój filtr czasem się gubi. Jeśli nie jesteś spamerem, a Twój komentarz nie ukazał się, daj mi o tym znać mailowo. Kontakt znajdziesz tu. Dziękuję!