Wśród omszałych pozostałości miasta Polonnaruwa
Wędrując po porośniętych mchem, zawilgoconych ruinach miasta Polonnaruwa czuję się prawie jak Indiana Jones. Co z tego, że dookoła podobnie jak ja wędrują grupki turystów, a niektórzy z nich pewnie też czują się jak słynny filmowy archeolog-awanturnik. Co poradzić, skoro takie są okoliczności przyrody. Polonnaruwa nie jest może tak spektakularna jak kambodżański Angkor, ale mimo to ma swój urok. Nie bez kozery znajduje się przecież na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Ale co to w ogóle za ruiny o skomplikowanej nazwie? Polonnaruwa była drugą po Anuradhapurze stolicą Sri Lanki. Została nią w 993 r. n.e. po zniszczeniu tej pierwszej. Okres największego rozkwitu miasta przypadł na XII wiek za czasów panowania Parakramabahu I, znanego ze swoich skłonności do megalomanii. Wybudowane za jego czasów domy i świątynie były pięknie wkomponowane w bujną roślinność okolicy.
Pozostałości miasta rozrzucone są na ogromnym obszarze. Niektóre ruiny są zachowane lepiej, inne gorzej. Czasem spośród trawy wystają tylko jakieś kamienie, które wyglądają niepozornie, a tak naprawdę są pozostałościami jakichś budowli sprzed tysiąca lat. Inne zabytki z kolei wyglądają imponująco.
Początki miasta jako stolicy związane są z hinduską dynastią Chola. Z tego okresu pochodzi wiele zabytków hinduistycznych. Później, kiedy Cejlonem rządził buddyjski król Kassapa IV, wybudowano także świątynie buddyjskie z najważniejszą – Świątynią Zęba Buddy. Uważa się, że wywiezienie relikwii przyczyniło się do powolnego upadku miasta.
Wędrując po ruinach warto patrzeć pod nogi. Nie tylko ze względu na śliskie od deszczu podłoże, ale też na kamienie księżycowe. To piękne kamienne rzeźbione ozdoby znajdowane u podnóża schodów symbolizujące oczyszczenie przed wejściem do świątyni. Mimo setek tysięcy stóp, które po nich chodzą, niektóre są ciągle świetnie zachowane.
Wspomniałam już o królu Parakramabahu I. Człowiek ten uważał, że żadna kropla wody spadająca z nieba nie może się zmarnować, dlatego za jego panowania zbudowano imponującą sieć kanałów i zbiorników wodnych. Największy otaczał miasto niczym wstęga, jednocześnie chroniąc je przed agresorami. W ruinach nadal można obejrzeć pozostałości stawów i basenów.
W czasie deszczu, spacerując po mokrej, bujnej trawie w otoczeniu soczyście zielonych drzew i krzewów i starych, omszałych kamieni nie trudno sobie wyobrazić, jak pięknie musiał wyglądać to miasto-ogród za czasów świetności. Dziś zostały tylko ruiny, ale duch tamtych czasów jakby ciągle unosił się pomiędzy nimi!

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
W miejscach takich jak to zawsze mnie zaskakuje, że pomimo upływu lat duch miejsca ciągle jest żywy. I wpływa na atmosferę miejsca. Deszczowa pogoda i zachmurzone niebo podczas Twojej wizyty pewnie dodatkowo dodały tajemniczej atmosfery…
Deszcz z jednej strony dodaje atmosfery tajemniczości, z drugiej nieco utrudnia poruszanie się. Jakoś mam pecha do pogody w tego typu miejscach, podobnie było w Angkorze. Ale może tak ma być :)
Pięknie, i jeszcze ta bujna roślinność…
Dzięki za przypomnienie tych pięknych obrazków. Deszcz też tworzy atmosferę, przecież wszystko za chwilę jest suche:)
Piękne zdjęcia, faktycznie klimat jak z Indiana Jones’a :) Kamienie księżycowe – pierwszy raz o nich słyszę, wyglądają niesamowicie. Dziękuję za podzielenie się relacją!
Niby ruiny, a wyglądają, jakby ŻYŁY… Niesamowite.
Zgadzam się, niesamowite. Jakiś duch jest w tych starych kamieniach :)
Zahaczymy o Sri Lankę w wrześniu – dopisuję Polonnaruwa do listy “must see” :)
Spodoba się, jeśli lubicie stare ruiny :)